niepodleglosc_01_slider

Droga do złamania 40 min. na dystansie 10km

27. Bieg Niepodległości z pewnością na długo zapadnie w mojej pamięci! Udało mi się zrealizować to na co tak długo czekałam. Złamałam barierę 40 min. na dystansie 10 km! Tak sobie myślę, że to już całkiem niezły wynik jak na kobietę 😉 Ale muszę przyznać, że moja droga do osiągnięcia tego celu była bardzo kręta. Tak naprawdę już od kwietnia tego roku, początkowo po cichu, a z czasem otwarcie deklarowałam, że podejmę się tego wyzwania! Bywały chwile zwątpienia, ale trzeba było nastawić się na ciężką pracę. W moim przypadku bez biegania, nie ma wyników.

Pomysł na przekroczenie tej bariery zrodził się już podczas dychy na Orlenie. Wtedy uzyskany wynik 40:45, tuż po Maratonie w Wiedniu oraz Krakowie dawał duże nadzieje, że faktycznie jest to możliwe. Mimo zmęczenia, udało się nabiegać całkiem przyzwoity wynik. Urwanie tych kilkudziesięciu sekund w kolejnych startach uważałam już tylko za formalność. Okazało się jednak, że postawiłam sobie poprzeczkę dość wysoko.

niepodleglosc_03

Od początku mocno zafiksowałam się na mój nowy cel, ale tak naprawdę trudno było podjąć konkretne próby jeszcze w pierwszej części sezonu. Nasz kalendarz biegów był mocno napięty, w maju pojawił się Bieg Wings for Life, w czerwcu Bieg Rzeźnika i wszystko to sprawiło, że nasz trener musiał mocno gimnastykować się podczas układania planu treningowego. Chcieliśmy sprawdzić swoich sił na zbyt wielu polach. Treningi pod bieg ultra i dystans 10km w ogóle ze sobą nie współgrają. Zarówno w jednym jak i drugim przypadku miałam bardzo dużo do nadrobienia. Musieliśmy skupić się na jednym – postanowiliśmy zrobić wszystko co możliwe, żeby przeżyć te 78km w górach.

Powiedzenie „do trzech razy sztuka”, w moim przypadku powinno brzmieć „do pięciu razy sztuka”! Śmieje się, że właśnie tylu prób potrzebowałam, żeby rozprawić się z dystansem 10km!

Pierwsza próba.

Udziału w Maratonie Warszawskim, spowodował odstawienie moich ambicji związanych z dystansem 10km na drugi plan. W sierpniu rozpoczęliśmy przygotowania z konkretnymi założeniami do maratonu i zdecydowaliśmy się na wyjazd w góry. Mimo to, tuż po powrocie z obozu w Zakopanem, zdecydowałam się na pierwszą próbę bicia rekordu. Metodą treningową, jako przetarcie miałam pobiec 10km w Żyrardowie. Mocno wierzyłam, że po solidnie przepracowanym okresie w górach, będzie to idealny moment na wymarzony wynik. Nie udało się, byłam zawiedziona, zmęczona i trochę rozczarowana. Wynik 41:15 nijak miał się do tego co faktycznie chciałam osiągnąć. Moje rozczarowanie spotkało się z niezrozumieniem, bo czemu niby narzekam skoro bieg ukończyłam jako pierwsza kobieta?! Dla mnie odpowiedź była prosta – zawiodłam swoje oczekiwania. Tłumaczyłam sobie, że to kwestia zmęczenia i spadku formy jaki często wiąże się po zejściu z gór. Musiałam się pozbierać i skupić na dalszych treningach.

niepodleglosc_08

Druga próba.

Kolejną próbą był Bieg w Grójcu, tu na nowo uwierzyłam we własne siły. Głowa odpoczęła od ostatniej „porażki”, byłam nastawiona bardzo pozytywnie! Forma rosła, dlatego według mnie, tydzień przed maratonem wydawał się doskonałą okazją do zrobienia życiówki. Chodziło jednak o konkretny wynik czyli przekroczenie mety z 3 z przodu. Próba zakończyła się fiaskiem, ale mimo tego byłam bardzo szczęśliwa. Po dobiegnięciu na metę z czasem 40:04 wiedziałam, że tego dnia dałam z siebie wszystko. Byłam po prostu wykończona, to był bieg po którym myślisz sobie „nigdy więcej!”. Zrozumiałam wtedy, że jeśli chcę poprawić ten wynik muszę uzbroić się w cierpliwość. Te 5 sekund okazało się dla mnie jakąś ogromną przepaścią!

niepodleglosc_07

Trzecia próba.

Po maratonie przyszedł wreszcie czas na ułożenie treningów stricte pod 10km. Pojawiły się akcenty, które miały poprawić moją szybkość i wytrzymałość – szybkościową. Moje podejście zmieniło się diametralnie i to może był klucz do sukcesu. Głównym celem stał się wtedy Bieg Niepodległości w Warszawie. Na trzy tygodnie przed wielką próbą, czekał mnie jeszcze Bieg w Serocku – oczywiście na dystansie 10 km. To miał być swego rodzaju sprawdzian. Wynik na dość wymagającej trasie miał dać obraz formy, którą szlifowałam od początku października. Ten start mocno mnie podbudował, czas 40:23 dał mi nie tylko nadzieję na szybki bieg 11 listopada na płaskiej trasie, ale udowodnił że zmiana planu treningowego faktycznie przynosi efekty. To był zupełnie inny bieg od startów, które ukończyłam na tym dystansie na planie treningowym pod maraton.

niepodleglosc_06

Czwarta próba.

Na niespełna tydzień przed biegiem głównym, zdecydowaliśmy się na dodatkową dyszkę w Ostrowi Mazowieckiej. Bieg trochę kontrowersyjny, bo na trzy dni przed Biegiem Niepodległości. Miałam trochę mieszane uczucia czy to aby nie zaburzy planu treningowego. Tego dnia skupiłam się przede wszystkim na utrzymaniu drugiej pozycji wśród kobiet. Udało się! Wynik 40:16, przy silnym wietrze, miejscami szutrowej trasie i zachowaniu sił do samego końca był bardzo satysfakcjonujący. Pozostała tylko nadzieja, że ten start nie zaprzepaści szansy na osiągnięcie mojego celu.

ostrow_07

Piąta i ostatnia próba czyli Bieg Niepodległości.

Tego dnia wszystko postawiłam na jedną kartę. Od momentu przekroczenia linii startu kurczowo trzymałam się jednej myśli – „muszę to zrobić.. na pewno mnie na to stać. Jak nie teraz to kiedy?” Koniec sezonu to idealny moment na spełnienie swoich oczekiwań! Na złamanie 40 min. liczyłam nie tylko ja, ale też moi najbliżsi. Czułam to. Tak bardzo bałam się, że znów coś pójdzie nie tak. Co chwilę nerwowo sprawdzałam tempo biegu, wydawało mi się, że wszystko idzie według planu, wzorcowo w tempie 4:00/km. Niestety, trochę się spaliłam. Pierwsze 5 km pobiegłam zdecydowanie za szybko. Przez drugą cześć dystansu musiałam utrzymać każdą wypracowaną sekundę. Patrzyłam na biegaczy biegnących w przeciwnym kierunku i pomyślałam sobie, że następnym razem pobiegnę od tak, nie zważając na wynik. Tylko niech dziś mi się uda! Po chwili usłyszałam jak z tego tłumu ktoś krzykną „Dawaj Aga!”. No i już było pewne, że nawet jeśli mieli by mnie zbierać z tego asfaltu to nie odpuszczę!

niepodleglosc_04

Po 8 km, bałam się sprawdzić czy aby nie mam straty… Wiedziałam, że jedyne co mogę zrobić to przeć do przodu z nadzieją, że nie dołączę do Pana, który schylony na chodniku ledwo łapie oddech. Sił na przyśpieszenie było coraz mniej, zaczęłam czuć zmęczenie w czwórkach. Na ostatnim kilometrze, może trochę wcześniej, poderwałam się do boju – tak przynajmniej mi się wydawało. Przebiegając przez metę, zobaczyłam trójkę! Wtedy nie istotne było dla mnie co za tą trójką stało! Udało się i już!! Przez pierwsze sekundy ledwo łapałam oddech, dobiegł do mnie Adi i coś do mnie krzyczał, ale w sumie do tej pory nie wiem dokładnie co… Wydawało mi się, że na wpół zgiętej pozycji stałam tam kilka minut. To była jednak bardzo krótka chwila. Cel został osiągnięty! Nic innego się nie liczyło.

Czas 39:51 jest moją nową, oficjalną życiówką na 10 km!

niepodleglosc_05