wpis69_10

Życiówki w Vienna City Marathon!

Decyzja co do udziału w Vienna City Marathon zapadła już w grudniu 2014 roku, wtedy jeszcze nie mieliśmy konkretnych planów, założeń czy oczekiwań. Chcieliśmy po prostu pobiec i ewentualnie poprawić choć trochę wyniki z poprzedniego roku Aga 3:32:17 Adi 3:34:30. W poszukiwaniu przygody stwierdziliśmy, że Wiedeń będzie idealnym miejscem na debiut w zagranicznych zawodach.

Przygotowania do maratonu z Trenerem

Od początku wiedzieliśmy, że przygotowania do maratonu trzeba zacząć już zimą, dlatego w pierwszej kolejności zapisaliśmy się na cykl biegów górskich w Falenicy. Biegi po falenickich wydmach miały zmobilizować Nas do regularnych treningów. Bardzo szybko okazało się, że udział w poszczególnych rundach okazał się strzałem w dziesiątkę. Poszczególne starty były idealnymi jednostkami treningowymi i jednocześnie doskonałą okazją do poznania osobiście Andrzeja Witczaka. To właśnie On przygarnął Nas pod swoje skrzydła i rozpisał treningi.

wpis69_1

Od lutego zaczęła się ciężka harówka, która w połączeniu z codziennymi obowiązkami wymagała od Nas dużej dyscypliny. Początkowo trochę się obawialiśmy, czy faktycznie uda nam się zrealizować wszystkie akcenty treningowe w 100%. Tymczasem ilość przebiegniętych kilometrów tygodniowo znacząco się zwiększyła, pojawiły się interwały oraz treningi tempowe z indywidualnymi założeniami. Mimo ogromnego wysiłku tak naprawdę z dnia na dzień czuliśmy się silniejsi, a kolejne treningi dawały nam coraz więcej pewności siebie. Współpraca z Andrzejem udowodniła nam, że możemy dogonić to, co do tej pory było dla nas niedoścignione. Niemal do końca nasze biegowe możliwości były dużą zagadką i do końca nie wiedzieliśmy jaki wynik możemy uzyskać 12 kwietnia na trasie maratonu. Dzięki profesjonalnej opiece trenerskiej mieliśmy jednak szansę uwierzyć we własne możliwości.

Regularne treningi, odpowiednie przygotowanie fizyczne, mentalne poukładanie sobie wszystkiego w głowie oraz regeneracja dały nam dużego kopa! To, że z Wiednia wrócimy z nowymi życiówkami było niemal pewne, pytanie brzmiało z jakim rezultatem?

wpis69_2

Podróż do Wiednia

Całą organizacją logistyczną wyjazdu zajął się Adi. Zaczynając od rejestracji, opłaty za start, zebrania wszystkich potrzebnych dokumentów, zaplanowania podróży. Ze względów ekonomicznych wspólnie postanowiliśmy, że do Wiednia pojedziemy autokarem. Co prawda sam dojazd do miejsca docelowego z Warszawy zajął nam aż 12 godz., ale za to koszt transportu w obie strony za dwie osoby wyniósł 360 zł. Oczywiście, że wolelibyśmy polecieć samolotem czy pojechać pociągiem ale niekiedy trzeba rozważyć wszystkie za i przeciw. Czas spędzony w podróży był idealnym momentem do nadrobienia zaległej lektury i obejrzenia kilku filmów, które od dawna czekały na swoją kolej. Do Wiednia dotarliśmy w piątek wieczorem i już wtedy okazało się, że przywitała nas bardzo wiosenna pogoda.

wpis69_9

Odbiór pakietu

W sobotę na spokojnie mogliśmy udać się po odbiór numerów startowych oraz czipów, za które trzeba było dodatkowo wnieść opłatę w wysokości 5 euro. W ramach opłaty startowej dla wszystkich biegaczy zapewniony był: udział w biegu, numer startowy oraz worek na depozyt. Dodatkowo tuż po przebiegnięciu linii mety sportowcy otrzymali pamiątkowy medal oraz pakiet regeneracyjny. Za dodatkową opłatą biegacze mogli również kupić okolicznościową koszulkę oraz skorzystać dzień wcześniej z pasta party.

wpis69_8

Dzień startu

Na ten dzień czekaliśmy niemal 4 miesiące. Z pewnością to było nasze sportowe święto! Wspólnie zastanawialiśmy się co ze sobą zabrać, jak zorganizować dojazd. Nasze myśli zajmowały jedynie przygotowania do startu. Kilkakrotnie sprawdzaliśmy naszą garderobę, analizowaliśmy ile powinniśmy zabrać ze sobą żeli, o której zjeść śniadanie, kiedy wyjść z domu itd. Wszystkie, wydawałoby się drobne szczegóły miały dla nas ogromne znaczenie. Oboje lubimy mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Wysiłek i czas poświęcony na treningi nie mógł się zmarnować przez naszą ewentualną dezorganizację lub niedopatrzenie.

Wreszcie nadszedł ten dzień. Pobudka o 6:00 rano, szybki prysznic, lekkie śniadanie, zamocowanie czipa do buta, ostatnie poprawki numeru startowego, spakowanie plecaka, możemy wychodzić!

Biegacze podbili Wiedeń

Od wczesnych godzin porannych całe miasto aż roiło się od biegaczy, nie sposób było nie trafić na linie startu – wystarczyło iść za tłumem. Z minuty na minutę robiło się coraz cieplej, 20 minut przed startem staliśmy już w pełnym słońcu. Słoneczna, wiosenna pogoda trochę nas niepokoiła. Z doświadczenia wiemy, że na tak długim dystansie wysoka temperatura z pewnością nie sprzyja swobodnemu bieganiu. Jak się później okazało, aura nie była aż tak dokuczliwa i choć mogło być trochę chłodniej cieszyliśmy się że pogoda uległa znaczącej poprawie w porównaniu do poprzedniego zimowego weekendu.

wpis69_7

Po krótkiej rozgrzewce od startu dzieliły nas już tylko minuty. W pierwszej kolejności wystartowała elita, następnie w krótkich odstępach czasu linię startu przekraczali zawodnicy z poszczególnych stref. My wystartowaliśmy z trzeciej strefy z deklarowanym czasem 3:30-3:45. Rejestrując się z dużym wyprzedzeniem, nie mieliśmy świadomości, że w dniu imprezy mieścić się będziemy w zupełnie innym przedziale czasowym.

Trasa maratonu była jednocześnie trasą dla półmaratończyków oraz sztafet na dystansie maratońskim. Przez co na kilku etapach całego dystansu momentami robiło się trochę ciasno. Dodatkowo mimo wyznaczonych bloków startowych, najwyraźniej większość osób przeceniło swoje możliwości i niekiedy trzeba było biec slalomem, żeby utrzymać założone tempo.

wpis69_5

Każde z nas biegło na własny rachunek.

Vienna City Marathon od początku rodziło w nas spore obawy. Impreza ta stała się nie tylko ogromnym wyzwaniem, ale też sprawdzianem dotychczasowych treningów. Oboje wiedzieliśmy, że dystans 42,195 km jest bardzo wymagający. To dystans do którego trzeba się solidnie przygotować zarówno fizycznie jak i mentalnie. Ufaliśmy jednak, że jesteśmy odpowiednio przygotowani i wszystko zależy od naszej dyspozycji w dniu samego startu.

Tempo, w którym pokonaliśmy Vienna City Marathon było znacznie szybsze od tego, w którym jeszcze na jesieni zeszłego roku pobiegliśmy półmaraton w Tarczynie.

wpis69_6

Po przekroczeniu linii startu rozpoczęła się sportowa rywalizacja.

Każde z nas trzymało się swojego planu. Adi był bezkonkurencyjny i jak sam wspomina nogi niemal same niosły go do przodu. Utrzymanie założonego tempa wymagało od niego dużego skupienia. Oboje wiedzieliśmy, że siły należy rozłożyć bardzo rozsądnie na całym dystansie. Zbyt szybki początek mógł spowodować odcięcie energii po przekroczeniu magicznych 30 km. Dla Nas punktem newralgicznym okazał się 39-40 km, kiedy meta wydawała się już w zasięgu ręki. Ostatni odcinek biegu tak naprawdę przebiegliśmy głową. Wirujące myśli trzeba było uporządkować i udowodnić sobie, że nasz cel jest już blisko. W takiej chwili nie można było pozwolić sobie na błąd.

W moim przypadku założone tempo 4:45 min/km sprawdziło się idealnie, zwłaszcza, że w drugiej części dystansu udało mi się nawet trochę przyśpieszyć. Adi niemal przez cały dystans czuł się bardzo lekko przez co tempo 4:35 min/km było dla niego dość asekuracyjne. Ostatecznie sportowa ambicja i doskonała kondycja pozwoliła mu na bieg w średnim tempie 4:31 min/km. Jeszcze 2 lata temu, osiągnięte tempo podczas maratonu w Wiedniu, pozwalało nam przebiec zaledwie 10 km podczas masowych biegów ulicznych.

wpis69_4

W rezultacie linię mety w Vienna City Marathon przekroczyliśmy z nowymi życiówkami Aga 3:18:22, Adi 3:10:45. Uzyskane wyniki uplasowały nas kolejno: Aga: 33. miejsce wśród 1 121 kobiet, Adi: 394. pozycja wśród 4 845 startujących mężczyzn. W kategoriach wiekowych byliśmy Aga: 11., Adi: 77. Maraton ukończyło 5 966 osób.

Efekt uboczny sukcesu

Wzruszenie, uginające się nogi, trudności z chodzeniem, zmęczone mięśnie i odciski na palcach to tylko nieliczne efekty uboczne naszego SUKCESU. To wszystko jednak nie ma większego znaczenia, bowiem przyszedł czas na regenerację. Kolejne plany i nowe cele tworzą się same. Stopniowo podnosimy poprzeczkę i walczymy Na Dystansie dalej!

wpis69_3