wpis91_1_slider

Każdy bieg jest inny

Tak naprawdę każdy bieg jest zupełnie inny. Nigdy nie mamy pewności, że wcześniej zaplanowana taktyka faktycznie się sprawdzi. Możemy jedynie starć się zrobić wszystko, co według nas pomoże osiągnąć sukces. Zawsze trzeba liczyć się z ewentualną koniecznością zmiany planów i wprowadzeniem choćby niewielkiej korekty już podczas samego biegu.

Co ciekawe, mimo upływu czasu, zazwyczaj jesteśmy w stanie odtworzyć w głowie niemal każdy swój start. Bez względu na dystans jaki pokonaliśmy i czas jaki minął po imprezie, potrafimy określić towarzyszące nam wtedy odczucia. Często pamiętamy dokładnie to o czym myśleliśmy. Wiemy kiedy dopadł nas kryzys. Zastanawiamy się, co można było zrobić lepiej.

Od Grójeckiej Dychy minęło zaledwie kilka dni, ale ja tak naprawdę pamiętam dokładnie każdą edycję, w której brałam udział. To impreza, która odbywa się cyklicznie od 5 lat. Organizatorzy promują bieganie przede wszystkim wśród mieszkańców Grójca i okolic, stąd też zapewne dodatkowe klasyfikacje. Co ciekawe, bez względu na rezultat każdy uczestnik ma szansę „coś” wylosować. Do Grójca co roku wracamy z sentymentu, ale najważniejsze, że udział w biegu idealnie wkomponował się w nasz plan treningowy i potraktowaliśmy go jako przetarcie przed Maratonem Warszawskim.

W tym roku postawiłam sobie poprzeczkę dość wysoko, chciałam zawalczyć o podium, nową życiówkę i złamanie 40 min! W głowie długo analizowałam jak taktycznie dobrze rozegrać cały bieg. Start w myśl zasady „ile fabryka dała” lub „co będzie to będzie” jest zupełnie bez sensu. W moim przypadku taka taktyka zdecydowanie się nie sprawdza.

wpis91_3

Pierwsze dwa kilometry miał poprowadzić Adi, tak aby potem stopniowo każde z Nas przyśpieszało według swoich możliwości. Początkowe tempo biegu znacznie przekraczało średnią 4:00min/km. Zazwyczaj bałam się wolnego początku w obawie przed koniecznością nadrabiania strat. Powoli jednak uczę się samodyscypliny, bo skoro na treningach potrafię realizować wszystkie założenia w podobny sposób to na zawodach też jest to możliwe. Potulnie przyjęłam do wiadomości, że tym razem biegnę z pełną kontrolą czasu.

Trasa biegu była dla mnie dość wymagająca, z delikatnymi podbiegami, które ewidentnie wchodziły mi w nogi. W ostatniej chwili, zdecydowałam się na bieg w samym topie i to była słuszna decyzja. Mimo końca wakacji, lato wcale nie dało o sobie zapomnieć. To chyba nie był jednak dobry dzień na robienie wyników. Zachodziłam w głowę, dlaczego jeszcze tydzień temu bez problemu śmigałam na treningu 3 odcinki po 4km w tempie poniżej 4:00min/km, a tymczasem na trasie Grójeckiej Dychy, w okolicach 5 km biłam się z myślami czy faktycznie dam radę?!

Adi został ze mną znacznie dłużej niż planował. Na półmetku zapytał czy może mnie zostawić i czy utrzymam tempo do końca?

Chyba się nie uda…”- odpowiedziałam.
W takim razie zostanę z Tobą do końca” – dodał.
Biegnij, to bez sensu”, chociaż miałam nadzieję, że zostanie, ale nie mogłam być egoistką i zatrzymać go przy sobie.
Obiecaj, że będziesz kontrolowała czas, że nie odpuścisz
Dobra, leć!

wpis91_2

Nie wyobrażałam sobie, żeby miał to być moment na podkręcenie tempa biegu. Byłam zła, że znowu zawiodę sama siebie. Ogarnęła mnie wściekłość z niemocy, że zawiodę trenera, który zawsze znajdzie wytłumaczenie każdego niepowodzenia. Było mi naprawdę ciężko, dlatego z całych sił próbowałam skoncentrować się na rytmie biegu. Powtarzałam sobie w kółko, że utrzymam to piekielne tempo. Miałam nadzieję, że kryzys minie. Wiedziałam, że jestem pierwszą kobietą i to stało się moją motywacją. Moja rywalka była naprawdę blisko, dlatego nie mogłam zwolnić. Od 7 km przestałam kontrolować czas. Rozpoczęłam bieg na wyczucie, myślałam że biegnę grubo powyżej 4:10min/km. Każdy kilometr dłużył się niemiłosiernie, zwłaszcza że jedynym punktem zaczepienia była oddalająca się sylwetka Adiego. Znów rozpoczął się samotny bieg, a w koło tylko pola.

Bałam się odwrócić za siebie, kurczowo trzymałam się myśli o zwycięstwie. Kiedy usłyszałam komentarz: „O ale biegną blisko siebie…”, wiedziałam że chodzi o drugą kobietę. „Kurczę pewnie mnie przetrzyma i wyminie na ostatnich metrach…”, „Obiecałam Adiemu, że nie odpuszczę, a skoro wbiegamy w miasto, to pewnie jest już niedaleko…”. „Nie będzie dobrego czasu, ale za to zrobię wszystko co w mojej mocy i utrzymam pierwszą pozycję!”.

Kiedy wbiegłam na ostatnią prostą, meta wydawała się małym punktem. Na tyle oddalonym, że czułam się jak na elektrycznej bieżni. Miałam wrażenie, że mimo wysiłku całe otoczenie wcale się nie przesuwa. Nogi z każdą chwilą stawały się coraz cięższe. Na kilkadziesiąt metrów przed metą zobaczyłam trójkę z przodu na zegarze i pomyślałam: „O kurczę, więc wcale nie człapałam tak jak mi się wydawało!”. Najwyraźniej po prostu nie czułam się komfortowo z taką szybkością. Nagle na trasę wskoczył Adi, który darł się w niebo głosy i kazał mi „zap……ć!”. Ale ja wiedziałam, że nie wycisnę z siebie nic więcej. Mimo szczerych chęci finisz nie był widowiskowy. Na metę wbiegłam z czasem 40:04! Pierwszy raz ciężko było mi się utrzymać na nogach. Od dziewczyny rozdającej medale usłyszałam, że nie wyglądam zbyt dobrze. Tak też się czułam. Na szczęście dość szybko złapałam równowagę i wszystko wróciło do normy.

wpis91_4

Adi podszedł do mnie niepewnie i po chwili spytał czy jestem zła? Wiedziałam, że ma na myśli mój czas, że zabrakło tak niewiele do trójki z przodu. „Jestem zadowolona, z pewnością dałam dziś z siebie wszystko 😉”. Naprawdę byłam szczęśliwa! Jeszcze na trasie godziłam się z czasem grubo ponad 40 min, tymczasem udało mi się wykręcić całkiem przyzwoity wynik.

Mam wrażenie, że znalazłam się na granicy, której pokonanie wcale nie należy do łatwych. Najwyraźniej na tym etapie wytrenowania, każda taka próba będzie wymagała ode mnie nie lada wysiłku. A na osiągnięcie kolejnego, wymarzonego przeze mnie pułapu jako biegacz amator, muszę najwyraźniej jeszcze trochę zapracować.