kontuzja_01_slider

Zawieszona w obowiązkach biegacza

Wszystko wskazuje na to, że na jakiś czas (nie wiem na ile) muszę zrezygnować z jakichkolwiek planów biegowych. Przynajmniej do czasu, aż wszystko wróci do normy z moim zdrowiem.

Setki razy słyszałam pytanie: „a jak tyle biegasz to kolana Cię nie bolą?
No i w końcu zabolało! Tyle, że problem jest nieco bardziej złożony, a kolano samo w sobie ma się całkiem dobrze.

Przyznaję, że po intensywnych przygotowaniach do Orlen Warsaw Marathon i Biegu Rzeźnika trochę zatęskniłam za bieganiem bez celu. Chciałam nadrobić zaległości na basenie i stwierdziłam, że to będzie idealny moment na przewartościowanie moich treningów. Tak czy siak miało być nadal aktywnie, ale już bez dokręcania śruby. Tymczasem jestem na przymusowym urlopie, a to już mi się zupełnie nie podoba. Wszystko miało być pod kontrolą, a wyszło zupełnie na odwrót.

Po powrocie z Bieszczad było niemal idealnie i nic nie wskazywało na to, że przyplącze się do mnie jakaś kontuzja. W pierwszym tygodniu po zejściu z gór w ramach regeneracji pozwoliłam sobie jedynie na spokojne wybiegania, po 5, 7 i 10 km czyli zupełnie bez napinki. Było całkiem przyzwoicie, mimo że nogi były wyraźnie zmęczone i ospałe. Zupełnie mnie to jednak nie dziwiło, w końcu bieganie po górach było dla mnie dość wymagające. Po za tym czekał nas jeszcze start w Biegu Truskawki (5 czerwca) i trzeba było choć odrobinę rozruszać zbolałe mięśnie. O dziwo start w Truskawiu był całkiem udany, ale już na kilka dni po imprezie nie było tak kolorowo.

Razem z Adim znowu daliśmy sobie sporo luzu, i tak dopiero po 3 dniach nic nierobienia wybraliśmy się do Lasku Bielańskiego. Na 6 km wybiegania poczułam, że coś nie gra. Zatrzymałam się, rozruszałam kolano i pobiegłam dalej. Mój trening skończyłam na 8km, a resztę drogi do samochodu pokonałam już marszobiegiem. Po trzech dniach podjęłam kolejną próbę, ale zdołałam przebiec już tylko zaledwie 2 km bez bólu. Początek treningu okazał się bezbolesny, ale potem musiałam przejść do marszu.

W pierwszej kolejności próbowałam pomóc sobie sama, rolowanie, rozciąganie i odpoczynek – i tak robię przez cały czas. Potem zapisałam się do fizjoterapeuty, niestety odległy termin wizyty nie napawał mnie optymizmem. Ten tydzień wlókł się niemiłosiernie. W między czasie skorzystałam z wizyty u ortopedy.W ciągu 10 min (bo tyle dokładnie trwała wizyta) dowiedziałam się, że wszystko jest w porządku i w kolanie nie ma żadnych zmian, a moje objawy idealnie pasują do dolegliwości związanej z przeciążeniem pasma biodrowo-piszczelowego. Zalecenie jakie dostałam to: rozciąganie i zajęcia yogi. Tyle. Potwierdziły się moje przypuszczenia, ale z problemem zostałam pozostawiona sama sobie.

Na szczęście wizyta w Fizjomedin – Mateusz Idzikowski było już dużo bardziej satysfakcjonująca. Tym razem w gabinecie spędziłam prawie godzinę i nie o czas tutaj chodzi, ale przede wszystkim o fakt że ktoś faktycznie chce mi pomóc. Plusem takiej wizyty jest nie tylko postawienie konkretnej diagnozy, ale też terapia manualna. Trzeba było przede wszystkim znaleźć przyczynę bólu, a ta potwierdziła tylko diagnozę, oszczędnego w słowach ortopedy. W ruch poszły igły, ale wnikliwą obserwację tego jak to wyglądało wolałam sobie darować. Już samo uczucie gmerania w obolałych miejscach było dla mnie dość nieprzyjemne. Po wyjściu z gabinetu, miałam wrażenie jakby ktoś przywalił mi młotkiem w zewnętrzna część nogi i zafundował mi ogromnego siniaka.

kontuzja_02

Po kilku dniach mam sprawdzić jak noga będzie zachowywać się podczas truchtu / biegu. Bo tylko w ten sposób, jestem w stanie wywołać ponownie „ten” ból, który kumuluje się w zewnętrznej części kolana. To jakie będą efekty pierwszego treningu biegowego, pozwolą na przydzielenie mnie do jednej z dwóch grup osób cierpiących na ITBS . Pierwsza jest bardzo optymistyczna, i jeśli do niej trafię to będzie oznaczało, że dolegliwość będzie trwała chwilowo. Za to druga jest dla mnie przypadkiem beznadziejnym, który będzie wiązał się z długotrwałym leczeniem.

Tymczasem staram się zagospodarować swój czas jak najlepiej potrafię. Robię wszystko to, na co wcześniej nie miałam czasu. Jestem szczęściarą, że podczas pływania, jazdy na rowerze i ćwiczeń wzmacniających nie czuję żadnego dyskomfortu.

Jakie mogą być przyczyny przeciążenia pasma biodrowo-piszczelowego? Jak się okazuje bardzo różne:

  • Silnie pronująca stopa – idealnie, właśnie taką mam! I chyba czas najwyższy odświeżyć moje wkładki, bo deadline na ich wymianę minął już bardzo dawno…trochę to zaniedbałam.
  • Słaby mięsień pośladkowy, który stabilizuje ustawienie miednicy – będę go wzmacniać!
  • Słabe mięśnie odwodzicieli – na pewno wdrożę nowe ćwiczenia do mojej domowej siłowni.
  • Niesymetryczne ustawienie miednicy – w moim przypadku jej nastawienie u Fizjoterapeuty jest jednym z zabiegów podczas każdej wizyty.
  • Nieprawidłowa technika biegu – ostatnio zauważyłam wyraźne pogorszenie, a wszystko przez pospinane mięśnie.
  • Nadmierne pochylanie tułowie do przodu – chyba raczej mnie nie dotyczy.
  • Przeciążenie – trochę sobie pohasałam ostatnio…

Na pewno muszę uzbroić się w cierpliwość, ale wiem że to wcale nie będzie takie proste. Najgorsze jest to głupie poczucie bezczynności i wrażenie, że coś ważnego mnie omija. Po raz kolejny przekonałam się jak trudno jest tylko kibicować, stać obok i obserwować zmagania innych.

Obiecuję, że tak łatwo nie odpuszczę!