wtorpol_01_slider

Małżeństwo na medal czyli wspólne pudło!

Start w Skarżysku-Kamiennej na dystansie 10km miał być przede wszystkim sprawdzianem aktualnego stanu naszej formy i informacją, w jakim kierunku powinny pójść nasze treningi. Wybór padł nieprzypadkowo, bo impreza zainteresowała Nas przede wszystkim ze względu na prowadzoną tam klasyfikację Par Małżeńskich. Co prawda do tej pory formuła tego biegu rozgrywana była tylko na dystansie półmaratonu, a My już rok temu żałowaliśmy, że nie mieliśmy szansy wziąć w niej udziału, to w tym roku pojawiła się po raz pierwszy dycha! Aktualnie nie czujemy się na siłach walczyć na trasie przez 21,095km, stąd też zdecydowaliśmy się na 10km, zwłaszcza, że to nad tym dystansem chcieliśmy nieco bardziej się pochylić przez najbliższe tygodnie.

wtorpol_05

Dycha Wtórpol była naszym pierwszym startem na asfalcie od 23 kwietnia, czyli od najlepszego występu w tym roku podczas Orlen Warsaw Marathon! Nic, więc dziwnego, że pojawił się niepokój i stres! Adi w ramach relaksu niemal całe popołudnie spędził przy kompie grając w World of Tanks, ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca i cały czas czułam wewnętrzny niepokój. Powiecie, głupota, po co stresować się takimi rzeczami? A My właśnie tacy jesteśmy, takie mamy charaktery. Staraliśmy się pozytywnie nastroić, ale trochę wypadliśmy z obiegu i przedstartowa adrenalina wyjątkowo towarzyszyła nam już od soboty. To jak pierwszy dzień w nowej szkole, albo długie oczekiwanie na ważny egzamin, od którego wiele zależy. Do tego, wszystkie prognozy wskazywały na intensywne opady deszczu, co dodatkowo nie napawało optymizmem.

Podróż do Skarżyska podzieliliśmy sobie na dwa etapy, w końcu, komu by się chciało zrywać z łóżka o 5 rano w dniu startu, a tak jadąc od rodziców zyskaliśmy, co najmniej godzinę snu.

wtorpol_07

Opady deszczu od rana nie ustępowały. To nie była jakaś tam mżawka czy kapuśniaczek, naprawdę intensywnie lało się z nieba bez jakiejkolwiek szansy na przejaśnienie. Na miejsce dotarliśmy ok. 8:40, tuż przed 9:00 mieliśmy już odebrane pakiety. Wróciliśmy do samochodu, przypięliśmy numery do koszulek i wyczekiwaliśmy odpowiedniego momentu na rozgrzewkę. Nie spieszyło Nam się z jej rozpoczęciem, rozruch skróciliśmy do niezbędnego minimum. Nie było sensu sterczeć na zewnątrz i moknąć, wystarczyło niecałe 5 min żeby solidnie się przemoczyć. Woda lała się strumieniami wzdłuż drogi, miejscami można było podtopić się po same kostki. Na kilka minut przed startem, zrzuciliśmy z siebie wszystko, co zbędne i ruszyliśmy ustawić się na starcie. Chyba nie muszę wspominać, że zanim tam dotarliśmy, nawet majtki mieliśmy już mokre. :)

wtorpol_06

Ruszyliśmy razem z półmaratończykami, i tak aż do samej mety, tyle, że oni musieli zrobić dwie pętelki. Adi zaczął nieco szybciej, ale tak naprawdę przez długi czas mogłam obserwować jego plecy. Ten start, od początku był dla Nas ogromną niewiadomą. Po ok. 200m nastąpiło pierwsze spotkanie z ogromną kałużą, właściwie cała droga była zalana wodą po kostki. Na szczęście potem już takich niespodzianek nie było. Pojawił się za to podbieg, pierwszy, ale nie ostatni, trochę postraszył, ale szybko się skończył. Nie było tragedii, bo to dopiero początek zabawy. Po ok. 1,5km trzeba było znowu zmierzyć się z kolejnym wzniesieniem, żadna tam pionowa ściana, ale jednak wchodziło w nogi i z powodzeniem utrudniało utrzymanie tempa.

To, co traciliśmy podbiegając, staraliśmy się odrobić na zbiegach. To była całkiem niezła taktyka, tyle, że nie da się tego tak w 100% wyrównać. Za nim znów nabraliśmy wiatru w żagle, cenne sekundy uciekały. I tak ze cztery razy. Podbieg, zbieg, podbieg, zbieg. Takie szarpane tempo potrafi być meczące. Z ciekawostek mój najszybszy kilometr to 3:39, za to najwolniejszy to aż 4:40!! Adi poradził sobie odrobine lepiej, 3:36 i 4:15.

wtorpol_04

To, co dodatkowo wybiło mnie z rytmu, to nawrotka o 180 stopni! Czyli znów trzeba było wytracić prędkość, żeby potem na nowo ruszyć z kopyta. Zmiana kierunku biegu wiązała się z odczuwalnym podmuchem wiatru, na szczęście po chwili nie był on już dokuczliwy. Co ciekawe sam deszcz też nie był jakąś zmorą podczas biegu, takie warunki są jednak zdecydowanie lepsze od afrykańskich tropików. Nawet lepkie szorty i koszula, które stawały się coraz cięższe były do przełknięcia.

Na dwa ostatnie kilometry oboje złapaliśmy rytm, udało się nawet przyśpieszyć. Nie udało się jednak wykręcić dobrych czasów. Powiedziałabym, że były raczej poprawne i stanowiły dobrą jednostkę treningową. Linie mety przekroczyliśmy w czasie: Aga/40:50, Adi/39:26. Za to suma naszych rezultatów dała Nam pierwszą lokatę w klasyfikacji Par Małżeńskich!! Trzeba przyznać, że to właśnie na tym najbardziej Nam zależało. Wspólna walka o podium dodawała sił na trasie. Teraz pozostaje Nam zabukować trzy dni w Zakopanem w ramach nagrody :)

Dodatkowo ja zajęłam 4 miejsce open wśród kobiet i jednocześnie byłam 1. w K30. Adi był 20 open i 8. w M30.

wtorpol_03

Dycha, kolejny raz udowodniła mi, że jest trudnym, wymagającym dystansem. Może kiedyś się polubimy, choć miłości to raczej z tego nie będzie. :)

Na mecie czekały Nas już tylko same przyjemności: arbuz, ciastka i ciasteczka, a nawet makaron :) Organizacja imprezy na 5 z plusem :) Polecamy!

Mimo, deszczu, wczesnej pobudki i stresu, to był bardzo udany dzień! W końcu nie często mamy okazję stanąć wspólnie na podium i to na najwyższym stopniu. Główny cel tego wyjazdu został osiągnięty! Po za tym taki sukces smakuje podwójnie, po prostu najlepiej!

Dobrze jest mieć pasję, którą dzielisz z bliską osobą. Mamy dla siebie pełne zrozumienie, nawet, jeśli nie biegamy razem. Nie wyobrażamy sobie dnia codziennego bez biegania. Nawet po ciężkim i męczącym dniu, bieganie samo w sobie daje Nam mnóstwo satysfakcji i ukojenia.

Biegniemy dalej!