szklarska_01_slider

Budowanie formy w Szklarskiej Porębie

Szklarska Poręba jest miejscem docenianym przez wielu zawodowych biegaczy. Atutem tego miejsca jest panujący tu mikroklimat, który porównywany jest do walorów miejscowości alpejskich na wysokości 2000 m n.p.m. Sama Szklarska położona jest znacznie niżej, od 440 m do 886 m n.p.m., ale ukształtowanie terenu oraz częste wiatry doprowadzają do bardzo szybkiej wymiany mas powietrza i to zapewne tłumaczy wyjątkowość tego miejsca dla sportowców.

szklarska_02

Na obóz w Szklarskiej Porębie zdecydowaliśmy się już w grudniu, wtedy też powoli zaczynaliśmy przygotowania przed wiosennym sezonem i startem docelowym jakim jest Orlen Warsaw Maraton. Do tematu podeszliśmy bardzo ambitnie, ale inaczej chyba nie potrafimy! Kiedy pojawiła się możliwość wyjazdu w góry, stwierdziliśmy że to będzie idealny bodziec, który podkręci naszą formę. W myśl zasady, że góry oddadzą z nawiązką, nie przerażały nas zaplanowane dwa treningi dziennie w ciągu całego pobytu. Jedynym wyjątkiem była wycieczka na Szrenicę oraz dzień przyjazdu i wyjazdu, wtedy zrealizowaliśmy tylko jedną jednostkę treningową. To był naprawdę bardzo intensywny czas pod kątem biegania, ale też idealny moment na wyciszenie i odpoczynek od codziennych obowiązków. Wyjątkowo bez pośpiechu, mogliśmy skupić się na treningach i regeneracji pomiędzy poszczególnymi sesjami.

szklarska_07

Mimo, że jeszcze na kilka dni przed wyjazdem, w Warszawie pojawiły się odczuwalne oznaki wiosny, to w Karkonoszach panowała raczej zimowa aura. Na zmianę świeciło słońce i padał śnieg, tam gdzie zazwyczaj jest zielono zalegały spore warstwy białego puchu. Przyzwyczajeni do nieco wyższej temperatury w stolicy, musieliśmy na nowo zmierzyć się z zimą. Doszły nas słuchy, że w tym samym czasie w Warszawie znacznie się ochłodziło, dlatego tak naprawdę, chyba nie mieliśmy czego żałować, zwłaszcza że MY zyskaliśmy możliwość podziwiania pięknych widoków.

szklarska_03

Przez 8 dni niemal codziennie pokonywaliśmy ponad 30 km, ale były to kilometry, które podwójnie wchodziły w nogi. Tempo wybiegań zazwyczaj nie było zawrotne, bo znacznie wolniejsze niż w Warszawie, ale za to warunki do biegania były zdecydowanie bardziej wymagające. Jak to w górach bywa, raczej ciężko o zupełnie płaską trasę.

Każdego dnia meldowaliśmy się na „Zakręcie Śmierci”, dla tych którzy jeszcze nie wiedzą, to trasa prowadząca ze Szklarskiej do Świeradowa Zdrój. Z racji mocno zabłoconej drogi nad Reglami, skupiliśmy się właśnie na treningach w tym miejscu. Co prawda nazwa nie napawa optymizmem, to jest to miejsce bardzo dobrze znane przez wielu polskich biegaczy długodystansowych. Droga jest asfaltowa i dość płaska, poza tym, dokładnie przez 7,5km zostały odznaczone odcinki 500 metrowe. To idealna opcja do biegania interwałów i treningów tempowych z konkretnymi założeniami.

szklarska_06

Ogromnym minusem tej trasy jest fakt, że to dość ruchliwa droga bez żadnego pobocza. Bieganie w zbitej grupie, ramię w ramię raczej odpada, zdecydowanie bezpieczniej jest biec gęsiego i bacznie obserwować przejeżdżające samochody. O ile w słoneczny dzień czuliśmy się bezpieczniej, to mgliste poranki sprawiały, że widoczność była bardzo kiepska. Trzeba było liczyć się z faktem, że kierowcy mieli znacznie mniej czasu na reakcję zanim nas dostrzegli. Jeszcze gorzej było, kiedy na drodze zalegało błoto pośniegowe, przez które nie tylko chlupało w butach ale też była kiepska przyczepność. Nie narzekaliśmy jednak na swój los, bo pogoda w tym okresie nie była dużym zaskoczeniem, a My nie przyjechaliśmy do Szklarskiej na wczasy, tylko z konkretnym celem solidnie przepracowanego obozu!

szklarska_04

Czwartego dnia naszego pobytu wybraliśmy się w góry. Naszym celem była Szrenica! Niestety na sam szczyt dotarł tylko Adi, a wszystko przez bardzo kiepskie warunki pogodowe. Im wyżej, tym widoczność była coraz gorsza. Góry są bardzo nieprzewidywalne, dlatego nie do końca zdawaliśmy sobie sprawy z silnego, przenikliwego wiatru. Całą ekipą zatrzymaliśmy się w schronisku na Hali Szrenickiej (1195 m n.p.m), zziębnięci i mokrzy musieliśmy się trochę ogrzać i wysuszyć. Na szczęście każde z Nas zabrało ze sobą suche koszulki, które mogliśmy bez problemu zmienić na miejscu. Adi jako jedyny podjął próbę sprawdzenia szklaku, który teoretycznie miał go doprowadzić na sam szczyt – gęsta mgła uniemożliwiała znalezienie jakiegokolwiek punktu odniesienia. W rezultacie okazało się, że bazując jedynie na GPS’ie z zegarka w zaledwie 15-20 min. Adi zameldował się w schronisku na Szrenicy (1362 m n.p.m.) i zdążył wrócić do Nas. Zabrakło tak niewiele, żeby wspólnie pokonać całą trasę! To będzie element, który w przyszłości mamy do poprawki. A wideo relację z tej wyprawy możecie obejrzeć TU (Wycieczka na Szrenicę [wideo]). Plusem tego treningu, była zaplanowana popołudniowa regeneracja w Termach Cieplickich.

szklarska_05

Następnego dnia zawitaliśmy na stadionie, ale tak naprawdę do końca nie wiedzieliśmy czy uda się tam zrealizować trening. Tradycyjnie chodziło o zalegający śnieg, bo jeszcze dzień wcześniej tartan był zupełnie biały. Być może mieliśmy trochę szczęścia, wydaje nam się, że poniekąd ze względu na treningi innych biegaczy, pierwszy tor został bardzo dobrze odśnieżony. Mogliśmy spokojnie zrobić co swoje i cieszyć się dobrymi warunkami do biegania. Do wykonania mieliśmy trening: 3 x 4km, tu znowu Adi okazał się najsilniejszym ogniwem i wypocił wszystkie odcinki wzorcowo w 100%. Ja natomiast wiedziałam, że po dwóch powtórzeniach trzeci odcinek może okazać się wolniejszy, dlatego zdecydowałam się na skrócenie tego odcinka, u mnie wyszło: 2 x 4km + 2km + 2 x 1km. Zasada jest prosta, zawsze zaczynamy wolniej – tak żeby na kolejnych odcinkach przyśpieszać. Jeśli wiemy, że nie damy rady utrzymać założonego tempa na długim odcinku to zawsze go skracamy, ale jednocześnie biegamy szybciej.

szklarska_08

W dniu wyjazdu stanęliśmy przed wyjątkowo trudnym zadaniem. Na „Zakręcie Śmierci” znów pojawiła się mgła, było bardzo wilgotno, a My za zadanie mieliśmy przebiec 3 odcinki po 5km! Tego jeszcze nie było! No ale jak chce się być maratończykiem i to ambitnym, to trzeba liczyć się z porządną harówką! Nie było łatwo, ale udało się! Adi tradycyjnie śmigał niczym sarenka, a ja rzeźbiłam te odcinki z choróbskiem, które przyplątało się już po wycieczce na Szrenicę. Byłam dzielna, do tej pory zastanawiam się w jaki sposób zmuszałam organizm do takiego wysiłku. Wiem, że gdybym była w Warszawie, nawet przez myśl by mi nie przyszło żeby wbić się w dresy. Siła charakteru! Nic innego!

Szklarską pożegnaliśmy z poczuciem dobrze wykonanej roboty. A to czy faktycznie góry oddadzą Nam wkład naszej pracy, okaże się już 24 kwietnia podczas Orlen Warsaw Marathon! Trzymajcie kciuki!

szklarska_09