pt_01_slider

Gotowanie poza domem, czyli zrób to sam!

Nasz wyjazd do Portugalii to nie była zwykła wycieczka turystyczna z aparatem na szyi i przewodnikiem w ręku. Większość czasu spędziliśmy na treningach, a do tego postawiliśmy na wyżywienie we własnym zakresie. Niemal każdy posiłek przygotowaliśmy sami czyli dokładnie tak jak na co dzień. Na mieście jadaliśmy rzadko, właściwie głównie podczas noclegu w Lizbonie.

Na takie rozwiązanie zdecydowaliśmy się z dwóch zasadniczych powodów:

  1. Samodzielnie przygotowane posiłki są bezpieczniejsze, krótko mówiąc wiedzieliśmy co trafiło na nasz talerz. To bardzo ważne, zwłaszcza jak robi się dwa treningi dziennie i nie można sobie pozwolić na różnego rodzaju dolegliwości jelitowe.
  2. Poza tym, to dieta zdecydowanie bardziej ekonomiczna. Za wózek zakupów zrobionych w markecie, zapłacisz prawie tyle co za obiad dla dwóch osób w przeciętnej knajpie.

pt_04

Decyzję co do sposobu żywienia, trzeba rozważyć już przy rezerwacji miejsca noclegowego. Rzeczą oczywistą jest, że w wyposażeniu danego lokum niezbędny jest aneks kuchenny, w tym: co najmniej dwa palniki (tak jak my), naczynia kuchenne, sztućce, kubki, talerze, lodówka, zlew, czajnik. My zdecydowaliśmy się na apartament, w którym mieliśmy wszystko czego potrzebowaliśmy. Na szczęście nie jesteśmy wymagającą parą i nie kręcimy nosem na brak luksusów.

pt_08

Zawsze może być lepiej, ale czy warto wydawać miliony monet żeby leżeć i pachnieć przez cały wyjazd? Nas życie nauczyło cieszyć się z tego co mamy, a sam wyjazd był już dla Nas ogromnym kopem do działania!

pt_06

Wracając jednak do kuchni, a właściwie za nim do niej wejdziemy czas na zakupy!

Po pierwsze warto wybrać się do dużego marketu, okoliczne sklepy – a zwłaszcza te w pobliżu plaży są znacznie droższe. Dla przykładu, pierwsze zakupy zrobiliśmy właśnie w takim mini markecie i jak się później okazało słono przepłaciliśmy. Za niewielką ilość produktów zapłaciliśmy ok. 50 euro. Dwa dni później dokładnie za tą sama kwotę, wyjechaliśmy z Pingo Doce (coś na wzór polskiej Biedronki) z dużym wózkiem pełnym świeżych produktów, które starczyły niemal do końca wyjazdu, ba! nawet co nieco zostało.

pt_07

Na liście pojawiły się m.in.: warzywa, banany, mięso, ryż, makaron, nabiał, pieczywo, dżem, przyprawy, przecier pomidorowy, oliwa, kawa, woda i wino! Jeśli czegoś nam brakowało uzupełnialiśmy zapasy na bieżąco, tak żeby nic się nie zmarnowało i było świeże.

Sklep był jednak oddalony od naszego miejsca zamieszkania w odległości ok. 10km, dlatego skorzystaliśmy z uprzejmości znajomego i pożyczyliśmy jego auto – to bardzo ułatwiło chociażby transport całego towaru, zaoszczędziło nasz cenny czas i siły :)

pt_02

Oferta większości sklepów jest bardzo zbliżona do tego co możemy kupić w Polsce, są jednak małe różnice i typowe dla tego regionu surowce.

To co zdecydowanie różni asortyment od polskich sklepów, to dostęp do dużej ilość ryb i owoców morza. Druga rzecz na którą zwróciliśmy uwagę, to pieczywo – w smaku podobne do polskiego (mniejsza różnorodność), ale tu nic nie leży luzem. Każda bułka i bochenek spakowany jest w foliową torebkę, a jeśli nie, to znak że pieczywo podaje i pakuje ekspedient. Przyznacie, że u Nas kajzerki i inne takie leżą sobie na wyciągnięcie ręki konsumenta, a towar nie zawsze należy do „macanta”?!

pt_05

Przyzwyczajeń tak łatwo się nie oszuka, stąd usilnie poszukiwaliśmy twarogu na śniadanie. Niestety polowanie zakończyło się fiaskiem, w zamian za to jest spora ilość przetworów z mleka koziego. Trzeba przyznać, że bezkonkurencyjne pod kątem smaku są też polskie jabłka, za to tu można zjeść dobrej jakości mandarynki i pomarańcze.

Generalnie zakupy i wybór produktów nie był trudny, tylko czasami zdarzyły się nam małe wpadki lub rozczarowania.

pt_03

Niestety nie wszystkie produkty mają opis w języku angielskim, choć bacznie analizowaliśmy każdą etykietę. Czasami zawodzą też testy organoleptyczne, za pierwszym razem pomyliłam kolendrę z natką pietruszki, ale ta na szczęście idealnie wkomponowała się na talerzu. Niejadalne okazały się jedne z kiełbasek chorizo, które wyglądały jak kabanosy, a w smaku były jakieś obłe. Nie ma to jak polska kiełbasa! :)

pt_09

Kolejną rzeczą, która była dla mnie ogromnym zaskoczeniem to duża ilość dostępnych parówek w zalewie, zapakowanych w słoikach i puszkach – choć siostra sprowadziła mnie na ziemię, twierdząc że w Polsce też można je spokojnie kupić – ja nie widziałam. Portugalczycy mają pokaźny wachlarz dostępnych win i to w bardzo przystępnej cenie od 1-2 euro w górę. Za przysłowiowego, polskiego piątaka można wypić wino, które w Polsce będzie kosztowało ok 20 -30zł.

Nasze potrawy nie były wymyślne, ale za to smaczne i łatwe w przygotowaniu. Zresztą zobaczcie sami, co udało Nam się upichcić.

pt_10

Dla chcącego nic trudnego, na szczęście gotowanie nie boli i nawet sprawia sporo frajdy :)

No i mogliśmy sobie pozwolić na wieczorny chill out tylko we dwoje. Cisza spokój, wspólna kolacja, do tego wino i od metra seriali :) Relaks idealny!