wpis81_1_slider

Udany debiut w 1/4 IM w Piasecznie

Na ten dzień czekałem od dawna. Pierwsza myśl o starcie w triatlonie pojawiła się ponad rok temu. Wtedy jednak były to tylko marzenia, niepoparte żadnym planem ani przygotowaniami. Chęć wystartowania w zawodach, gdzie bieganie trzeba połączyć z rowerem i pływaniem dojrzewała we mnie dość długo, aż do zeszłego sezonu. Oglądając setki filmów z zawodów triatlonowych wizualizowałem sobie mój pierwszy start.

No dobra, więc jak to się zaczęło?

Najgorsze było przełamanie się i rozpoczęcie nauki pływania, ponieważ ostatni raz uczyłem się pływać w szkole podstawowej. Duże podziękowania należą się Ani Słupik, trenerce z grupy 12tri.pl, bo tak naprawdę to dzięki niej – na nowo – nauczyłem się oddychać w wodzie i pływać kraulem. Dwa miesiące treningów pozwoliły mi uwierzyć, że mogę podjąć próbę i wyruszyć w drogę do kolejnego celu – IRONMAN`a. Dlatego też w grudniu ubiegłego roku zapisałem się na 1/2 IM w Gdyni – to jest mój start docelowy w tym roku w TRI. Jak przeżyję i nie będę miał dosyć, zacznę myśleć o pełnym dystansie. Przed Gdynią zaplanowałem sobie 2 starty treningowe: 1/4 IM w Piasecznie i 1/8 IM w Nieporęcie.

Niektórzy mogą powiedzieć, że 1/4 IM na debiut to dużo, ale kto nie ryzykuje ten nie ma. Mając za sobą kilkadziesiąt godzin spędzonych na basenie, kilkaset przebiegniętych kilometrów i przetestowaną jazdę na rowerze w butach szosowych – aż głupio się przyznać, bo przejechałem na mojej szosie zaledwie 170 km (90km + 20km + 50km), doczekałem dnia, w którym wszystko stało się jasne.

wpis81_3

Sobota, godzina 22:00. Aga szykuje się do spania, tak aby wstać ok 5:00 i zrobić swój trening. Dzięki temu w Piasecznie będzie mogła skupić się na kibicowaniu. Zamiast położyć się razem z nią i odpocząć, zaczynam nerwowo chodzić po domu i szykować wszystko do wyjazdu. Najpierw lista, później pakowane. Na szczęście wszystko udało się skompletować. Teraz pozostało sprawdzenie ciśnienia w oponach, ostatnie przymiarki do ułożenia lemondki i w końcu z nerwów zaczynam ćwiczenia do strefy T1. Po kilku próbach zdjęcie pianki, założenie butów i kasku zajmuje mi półtorej minuty. Jeszcze tylko ponowna analiza trasy i do spania…

Niedziela. Miało być słonecznie, ale zamiast słońca za oknem przywitało nas pochmurne niebo. No cóż, chociaż nie będzie mi za ciepło, pomyślałem sobie. Kiedy Aga kończyła trening ja pakowałem sprzęt do samochodu, by chwilę później ruszyć razem w kierunku Piaseczna.

wpis81_2

Odbiór pakietów nie różnił się praktycznie niczym jak podczas biegów – z dwoma wyjątkami – oprócz numeru dostaje się naklejki ze swoim numerem startowym na kask i rower oraz czepek. Po odebraniu pakietu wstawiłem rower do strefy zmian i przygotowałem rzeczy do 2 i 3 części zawodów. Jak się później okazało, odpowiednie ułożenie każdego z elementów ma ogromne znaczenie i wpływ na czas trwania zmiany. Kask oraz numer przypięty do pasa umieściłem na kierownicy roweru. Dodatkowo znalazł się tam mały ręcznik do wytarcia nóg po zdjęciu pianki. Pod rowerem, w pojemniku, buty biegowe, buty na rower z przygotowanymi skarpetkami oraz napój mocy.

No to co – zaczynamy.

wpis81_4

Ubrałem piankę i jeszcze przed startem wszedłem do wody sprawdzić jak w tym się pływa. Pomyślałem, że nie jest źle, aż do momentu kiedy sędziowie kazali nam się ustawić w wodzie do startu. Aha, teraz się zacznie. Po kilkudziesięciu metrach zrozumiałem co to jest „pralka”. Ci przede mną kopali, Ci obok też kopali bo płynęli żabką. Ci za mną natomiast ciągnęli mnie za nogi. Zdążyłem przepłynąć ze 300m i już miałem dosyć. Tylko jak tu teraz zrezygnować skoro się jest w środku tornada. Zacisnąłem zęby i starałem się płynąć swoim rytmem. Widoczność w wodzie była zerowa, więc co oddech patrzyłem przed siebie. Jest brzeg, udało się, dopłynąłem do końca. Z wody „wyciągnęli” mnie po ok. 21 min. Pomyliłem się w założeniach o ok. 5 min – powiedziałem Adze, że będę płynął 25-26 min., przez co nie zdążyła mnie nagrać.

wpis81_5

Do strefy zmian pobiegłem wężykiem – mój błędnik oszalał. W pośpiechu zdjąłem piankę, założyłem buty, kask oraz pas z numerem i ruszyłem przed siebie. Przebiegłem przez strefę i wskoczyłem na rower. „Teraz już nikt mnie nie dogoni” – od samego początku wiedziałem, że nogi mnie nie zawiodą i zarówno na rowerze jak i podczas biegu nadrobię straty z wody. Jest to bez wątpienia zasługa naszego trenera – Andrzeja. Zanim jednak złapałem rytm musiałem poprawić licznik, który nie stykał. Tak, tak wsadzanie palców w szprychy w jadącym rowerze nie było dobrym pomysłem. Skończyło się to bolesną i krwawiącą raną na kciuku. Nie było jednak czasu na przystanek pt. „ratownik medyczny”, więc przemyłem palec izotonikiem i jechałem dalej.

wpis81_6

Zmiana z roweru na bieg była znacznie szybsza i przyjemniejsza. W tle słyszałem doping Agnieszki i Darka, którzy mnie popędzali. I tu zdarzyła mi się mała wpadka. Przed wyjściem ze strefy uświadomiłem sobie, że mam jeszcze kask na głowie. No to co – tył zwrot i wróciłem do roweru. Zdjąłem kask i popędziłem przez strefę, przeskakując przez innych zawodników.

wpis81_7

Po dwóch kilometrach złapałem swój rytm i biegłem przed siebie mijając raz po raz kolejnych zawodników. Z mocnym finiszem pod górkę zawitałem na mecie z czasem 2:38:13, plasując się na 202 pozycji. Debiut uważam za bardzo udany i już nie mogę się doczekać kolejnego startu.

Na koniec jeszcze trochę cyferek:

  • Pływanie: 21:46 (miejsce: 350)
  • T1: 4:01 (miejsce: 330)
  • Rower: 1:23:05 (miejsce: 299)
  • T2: 3:07 (miejsce: 312)
  • Bieg: 46:14 (miejsce: 202)