backtoruning_01_slider

Powrót po roztrenowaniu bywa bolesny

Dokładnie tak jak w tytule, nasz powrót do regularnych treningów okazał się bardzo bolesny. Ból objawił się zarówno mentalnie jak i fizycznie. Momentami mamy wrażenie, że na nowo musimy nauczyć się trenować! Prawda jest taka, że oboje zakończyliśmy okres błogiego lenistwa z impetem. Adi po 18 dniach luzu wystartował w City Trailu na dystansie 5 km, a ja dokładając kolejny tydzień choroby w ostatniej chwili zdecydowałam się pobiec 10km po crossie w Legionowie.

Te starty poskromiły nasz optymizm i kolejny raz udowodniły, że bez biegania nie ma wyników. Musimy przyznać, że trochę zaryzykowaliśmy, w końcu wystawiliśmy nasze organizmy na dużą próbę. Trudno spodziewać się spektakularnych efektów, jeśli nie daliśmy naszym mięśniom odpowiednio wcześniej sygnału, że czeka ich nie lada wysiłek. Ot tak po prostu z marszu, bez żadnego rozruchu dzień wcześniej stwierdziliśmy, że to będzie dobre przetarcie. W zasadzie trochę tak było, ale bolało.

Adi miał nade mną jedną istotną przewagę – był zdrowy i nie borykał się z osłabieniem. Nie ukrywał jednak, że bieg podczas City Trialu nie był dla niego zbyt komfortowy. Jak sam wspomina, nogi kręciły się całkiem nieźle, ale wydolnościowo trzeba było mocno się namęczyć, żeby ukończyć bieg z zadawalającym rezultatem. Pomocna była rywalizacja i poczucie, że osiągnięty wynik liczy się do klasyfikacji drużynowej „Biegam na Tarchominie”.

backtoruning_02

Dla mnie start w Legionowie zakończył się nie tylko mało zadowalającym wynikiem, ale też sporym wyczerpaniem. Przyznam, że już na rozgrzewce oblewały mnie na przemiennie zimne i ciepłe poty. Tłumaczyłam sobie wtedy, że to kwestia jeszcze lekkiej niedyspozycji. Pobiec miałam po prostu na wyczucie, czyli na tyle ile zdrowie pozwoli. Ten bieg skategoryzowałam jako „nigdy więcej..” – a jest już trochę takich! Obawiam się, że gdyby trasa składała się z dwóch pętli, prawdopodobnie po pierwszej odpuściłabym. Niemal każdy kilometr ciągnął się w nieskończoność. Po 7 km prędkość z 4:20-4:30/km diametralnie spadła, dwukrotnie przechodziłam do żwawego marszu. Naprawdę nie było mi do śmiechu, kiedy przekroczyłam linie mety marzyłam tylko i wyłącznie o wygodnym łóżku. Nie miałam nawet siły na roztruchtanie, kręciło mi się w głowie, a przed oczami miałam plamy. Na szczęście po kilkudziesięciu minutach doszłam do siebie. To jednak musiało być dla mnie ogromne wyzwanie, bo tuż po powrocie do domu musiałam odpokutować ten start 2-godzinną drzemką, co jak do tej pory nie zdarzyło mi się po żadnym biegu.

W niedzielę mieliśmy w planie długie, ale spokojne wybieganie. Bardzo bałam się, że sobotnim startem zaprzepaściłam ponad tygodniowe leczenie. I wiecie co? Ostatecznie, ten bieg okazał się doskonałym antidotum. Jedyne na co narzekaliśmy OBOJE to zakwasy!

backtoruning_03

Mimo solidnie przepracowanego roku, wystarczy na chwilę odpuścić, żeby na nowo małymi krokami trzeba było wrócić do poprzedniej formy. Nie poddajemy się, bo wiemy że ta przerwa była nam potrzebna. Teraz stopniowo będziemy nabierać wiatru w żagle. Nic na siłę, a z czasem wrócimy na odpowiednie tory. Stopniowo będziemy zwiększać kilometraż i powoli wplatać akcenty tempowe oraz interwały.

Powrót po okresie roztrenowania, uzmysłowił nam z czym tak naprawdę na nowo musimy się oswoić. Jest jednak kilka zasadniczych różnic od zeszłorocznych przygotowań, które napawają optymizmem. Teraz zaczynamy z zupełnie innym, większym bagażem doświadczenia. Poza tym, jesteśmy lepiej wytrenowani i mamy świadomość jak dużo pracy Nas czeka w najbliższym czasie.

Najważniejsze to jednak: zdrowie, wytrwałość, determinacja i satysfakcja z tego co robimy!