szwecja_01_slider

Biegowy Potop Szwedzki – relacja

Do Trójmiasta ruszyliśmy z dość dużym zapasem czasu – był czas na obiad po drodze i spokojne „odprawienie się” już na miejscu w Gdyni. Odebranie kart pokładowych zajęło Nam dosłownie kilka minut, ale tylko dlatego, że pojawiliśmy się jako jedni z pierwszych pasażerów. Patrząc na zegarek, pozwoliliśmy sobie nawet na dość intensywny 5km spacer do centrum miasta – misja lody! Marsz był dość żwawy, bo jednak trzeba było te 5km jeszcze potem wrócić i stawić się na czas w porcie. Prom raczej by na Nas nie poczekał, a ku Naszemu zaskoczeniu podróżnych było naprawdę bardzo dużo, stąd też trzeba było odstać swoje w długiej kolejce zanim wpakowaliśmy się z bagażami na pokład Stena Line Spirit.

Kiedy znaleźliśmy się już na naszym ogromnym „TITANICU” niemal od razu ruszyliśmy w poszukiwaniu kajuty, a tych było naszpikowanych od groma. Do tego prom składał się z kilku poziomów, a na każdy z nich było można wejść od różnych stron – co sprawiało wrażenie, poszukiwania wyjścia z krętego labiryntu. Na szczęście Adi ma nieco lepszą orientację i nie wędrowaliśmy bez końca, za moim przewodnictwem mogłoby być różnie. :)

szwecja_02

Wiecie jak wygląda taka standardowa kajuta? No więc jest bardzo wąska, wyposażona w cztery łóżka, radio, lustro, wieszak i mikro łazienkę. Chyba najbardziej przytłaczający jest fakt braku okna! Ale my nie spędzaliśmy tam zbyt dużo czasu, co w konsekwencji nie stanowiło żadnego problemu. Ba! Nawet takie przymusowe zaciemnienie miało też swoje dobre strony, można było się przynajmniej porządnie wyspać :) Za to o poranku załoga zapewniła Nam specjalne budzenie w postaci rozlegającej się z głośników piosenki „Sailing” Roda Stewarta, której oczywiście nie można było wyłączyć, ale wiecie co? To było bardzo przyjemne.

Jeszcze wieczorem poszliśmy z Adim podziwiać zachód słońca i złapać trochę świeżego powietrza. Później przyszedł czas na krótką integrację. Cała przeprawa miała trwać 12 godz., tyle że większość czasu przespaliśmy dlatego rejs minął naprawdę bardzo szybko.

Po śniadaniu, już autokarami dojechaliśmy do naszego miejsca docelowego (ok. 60 km od portu) czyli do Rezerwatu Långasjönäs, gdzie miała odbyć się rywalizacja sportowa. Przypominamy, że do wyboru były dokładnie trzy dystanse: 5 km, 10 km i 15 km. My zdecydowaliśmy się na najdłuższą trasę, bo wyszliśmy z założenia, że chcemy się tym bieganiem nacieszyć i porządnie zmęczyć. :) Należeliśmy jednak do najmniejszego grona biegaczy, ale to nie zmienia faktu, że frajda z biegania była ogromna.

Dosłownie na kilkanaście minut przed startem nastąpiło chwilowe złamanie pogody, jednym słowem prawdziwy POTOP! Deszcz był bardzo intensywny i zimny, ale na szczęście nie padał długo. Szwecja okazała się łaskawa i po chwili wyszło słońce.

szwecja_07

Biegacze startowali falami, co 15 minut. W pierwszej kolejności ruszyliśmy My, potem dziesiątki i na końcu piąteczki. Byliśmy bardzo ciekawi samej trasy, wiedzieliśmy że jest krosowa ale momentami można było naprawdę solidnie się zmachać – szczególnie na niektórych podbiegach. Ja pobiegłam na samopoczucie, bo nie w głowie było mi ściganie, dobrze wiedziałam, że nie jestem gotowa na szybkie bieganie. Adi dostosował się do mojego tempa, zresztą przez cały czas miał ze sobą kamerkę i dzięki temu mamy pewnie najwięcej zdjęć z całej trasy. :) Do tego niebawem pojawi się również filmik.

szwecja_08

Cały dystans składał się z trzech pętelek i tak naprawdę wszyscy, którzy zdecydowali się pobiec na 15km wygrali najwięcej wspomnień. To właśnie My, mieliśmy szansę zobaczyć z czym zmagali się pozostali uczestnicy i przebiegliśmy linię mety aż 3 razy! Stawka bardzo szybko się rozciągnęła, czołówka popędziła bardzo szybko do przodu. My przez większą cześć czasu trzymaliśmy się blisko Marcina Dulnika i Damiana Bąbola, plotki chodzą, że Panowie wygrali w kategorii Biegu Par. :)

Im bliżej mety tym mniej miałam siły ich gonić, ciężko mi się oddychało, a co najśmieszniejsze, najbardziej bolały mnie ręce! – czyżby za dużo basenu?! :) Co ciekawe, tak naprawdę już po kilkunastu metrach od startu nikt Nas nie dogonił, to był trochę samotny bieg pośród głuchej, ale pięknej i zielonej ciszy. Zdecydowanie można się zakochać!

szwecja_09

Na metę wbiegliśmy razem, a nasza współpraca dała mi pierwsze miejsce wśród kobiet – szkoda tylko, że odważnych Pań było tylko 8! To jednak nie miało najmniejszego znaczenia, atmosfera całej imprezy była bardzo sympatyczna. Nikt tu nie walczył o złote jajo i cenne setne sekundy, to była naprawdę bardzo dobra zabawa. Mimo zmęczenia, bo nie ukrywam, że oboje się zmachaliśmy, naładowaliśmy się bardzo pozytywną energią. To nie żadna kokieteria, wszyscy biegacze wraz z prowadzącym Marcinem Frejem stworzyli naprawdę niecodzienne wydarzenie sportowe, które z pewnością warto powtórzyć!

szwecja_10

Jak już wszyscy dumnie kroczyli z medalami na szyi, ruszyliśmy ponownie w kierunku promu. Tam mieliśmy około 1,5 godziny na kąpiel i obiad, żeby potem ponownie wrócić do autokarów. Tym razem wraz z przewodnikiem ruszyliśmy na krótką wycieczkę po Karlskronie. Nie wiem jak pozostałe grupy, ale Nam trafił się przesympatyczny pilot – Tomasz, a za kierownicą zasiadł równie przyjazny Marian.

szwecja_03

Czasu nie było zbyt wiele, dlatego zaliczyliśmy w ekspresowym tempie kilka kluczowych punktów w samym mieście i wysłuchaliśmy masę interesujących informacji o Szwecji i ich rodowitych mieszkańcach. Tomasz nie zanudzał Nas historycznymi datami, w zamian dostaliśmy wiele ciekawostek, które dały Nam choć mały obraz kraju w którym byliśmy zaledwie kilkanaście godzin.

szwecja_04

Wieczorem odbyła się prelekcja Mateusza Jasińskiego, na pewno większość z Was go zna. Jego wystąpienie było przede wszystkim prawdziwym świadectwem miłości do biegania, życia i rodziny. Warto było przetrzymać moje zawroty głowy spowodowane wzburzonym morzem i wysłuchać prezentacji biegacza, który zaraża pozytywnym nastawieniem do ludzi.

szwecja_05

Sama dekoracja zwycięzców była bardzo symboliczna, trzeba było jednak przespacerować się na „scenę”, a przy kołyszącym się promie mój błędnik trochę się buntował, to jednak nie lada wyzwanie, dojść na miejsce nie chwiejąc się na boki! Na koniec organizatorzy zaserwowali nam krótki, jeszcze nieoficjalny filmik bezpośrednio z trasy całego potopu, niedługo sami przekonacie się jak tam pięknie. Resztę czasu mogliśmy zagospodarować sobie już sami: rozmowy, plotki i ploteczki przy drinku.

Dokładnie o 7:30, we wtorek nasza szwedzka przygoda dobiegła końca. Ale to jeszcze nie koniec, bo organizatorzy zapowiadają kolejną edycję – już we wrześniu (szczegóły w linku). My ze swojej strony, gorąco Wam polecamy! Biegacze, kibice, osoby towarzyszące, są tu mile widziani. Dla Nas było zdecydowanie za krótko! :)

szwecja_06