basen_01_slider

Moja alternatywa dla biegania

Od kiedy kontuzja wykluczyła mnie z biegania, całą swoją uwagę skupiam na treningach uzupełniających i basenie. Do tego wszystkiego od czasu do czasu dorzucam rower, ale żeby dwa kółka gościły w moim życiu nieco częściej muszę wyposażyć się w wygodne spodenki z wkładką. Jak na razie udało mi się przejechać blisko 100km i przy okazji pierwszej przejażdżki nabawić się potwornie, bolącego siniaka..

Na ten moment chciałabym skupić całą swoją energię na harówkę w wodzie.

To, że nie jestem dobrym pływakiem to już wiecie, ale w zamian za to jestem pilnym i bardzo upartym uczniem. Czasami zastanawiam się skąd u mnie ta zawziętość i siła, która zmusza mnie do regularnych treningów na basenie. Jeszcze do niedawna sam zapach chloru wywoływał u mnie skurcze żołądka, a każda wizyta na basenie wiązała się ze stresem. Teraz chyba zdążyłam się już oswoić z tym miejscem na dobre. Na pływalni pojawiam się od 3 do 5 razy w tygodniu i po cichu liczę, że w końcu mój wkład pracy nie pójdzie na marę. Wiem jedno, jeśli moje umiejętności są uzależnione od ilości powtórzeń, to czekają mnie setki godzin spędzonych na basenie.

Nic nie przychodzi łatwo, marzenia nie spełniają się same, ale to my kreujemy to jak wygląda nasze życie. O ile jako biegacz czuje się jak ryba w wodzie, to jako pływka radzę sobie raczej jak ryba wyrzucona na brzeg. Myślę, że to porównanie nie przyszło mi do głowy bez powodu. Moim problemem nie jest brak siły, a kiepska umiejętność oddychania. Czasami czuje się jak ta ryba na lądzie, która otwiera dziubek, wybałusza oczy i zastanawia się co jest grane i gdzie podział się tlen?!

basen_02

Za to od niedawna wydaje mi się, że mój kraul jest nieco bardziej wydajny kiedy oddycham na trzy. Muszę jednak poćwiczyć oddech na lewą stronę, bo w tej kwestii coś nie gra. Być może nie rotuję odpowiednio całego ciała, a nerwowe ruchy szyją kończą się tylko nadciągnięciem – coś na wzór bólu po wielogodzinnej pracy przy komputerze. Na tą chwilę pływam sama, dlatego trudno mi ocenić swoją technikę. Mam w głowie wszystkie wskazówki, ale to czy wystarczająco wysoko podnoszę łokcie i odpowiednio pracuję nogami musze poddać ocenie komuś, kto się na tym zna.

W dalszym ciągu pracuję nad luuuzem. Im bardziej się spinam, tym trudniej jest mi swobodnie pływać. Mam świadomość, że zesztywniałe mięśnie w niczym mi nie pomagają, ale spinam się mimowolnie. W tej kwestii ogromną rolę odgrywa moja głowa. Strach, który czasami jeszcze wraca często psuje mi szyki. Tak właśnie było, kiedy wybrałam się z Adim na basen WUM. Swoją drogą piękny obiekt, ale ja jeszcze nie potrafię wykorzystać jego walorów w 100%. Zimna woda, 50 metrowa długość torów i głębokość na 2 metry zrobiły swoje. Przez 10 min. stałam przy brzegu jak kretynka i nie potrafiłam zdobyć się na odwagę, żeby w końcu ruszyć. Później było już tylko lepiej i nawet okazało się, że jestem w stanie swobodnie przepłynąć całą długość i wcale nie tonę po 25 metrach. Muszę nawet przyznać, że na tym basenie pływało mi się jak do tej pory najlepiej.

Pytanie teraz jak przygotować się mentalnie do otwartego akwenu, skoro wszystko co nowe kosztuje mnie tyle nerwów. Coś czuje, że w moim przypadku nie tylko mięśnie będą sztywne ale też wszystkie włosy na głowie. Najważniejsze jest dla mnie to, że chcę i próbuje! Nawet jeśli będzie to długotrwały proces, to nigdy nie zarzucę sobie, że nie spróbowałam. Kiedyś wydawało mi się, że nauka pływanie nie jest dla mnie, ale skoro przebrnęłam przez ciężkie początki i udowodniłam sama sobie, że można, to czemu by nie spróbować pójść w to dalej!
Próbujcie i Wy!
Nie ma rzeczy niemożliwych, potrzebne są tylko chęci i realizacja.