fot: Sławomir Jamski

Wieliszewski Crossing – Zima!

Kto jeszcze z Was nie słyszał o cyklu biegów krosowych w Wieliszewie?! Impreza zdecydowanie godna polecenia. Cały cykl dzieli się na cztery etapy, pierwsza runda startuje zimą, kolejna odsłona jest wiosną, następna latem i ostatnia jesienią. To głównie bieganie po lesie, a ukształtowanie terenu jest bardzo urozmaicone – od wypłaszczeń po solidne podbiegi. Poza tym Wieliszew to nie tylko bieganie, ale też zawody rowerowe i wiele atrakcji dla dzieciaków.

Podczas każdego etapu prowadzona jest klasyfikacja open oraz w poszczególnych kategoriach wiekowych. Do tego po ukończeniu wszystkich biegów, można powalczyć w generalce.

Cała forma tego cyklu bardzo nam podpasowała, lubimy biegać w terenie do tego organizacyjnie Wieliszew zawsze staje na najwyższym poziomie. Atmosfera jest doskonała, cena za start niewielka (zaledwie 20zł), a zamiast setnej koszulki bawełnianej w pakiecie, w ramach opłaty każdy biegacz dostaje bardzo smaczny obiad, banana/mandarynkę, herbatę i wypasioną drożdżówkę. Jednym słowem warto!

wieliszew17_03

My w Wieliszewie biegamy już drugi sezon, z tą różnicą że Adi zaliczył wszystkie etapy w 2016 roku, a ja tylko jeden. Mam nadzieję, że zła passa nie wróci i przez cały najbliższy rok będę mogła cieszyć się rywalizacją bez żadnej kontuzji.

Dla Nas Wieliszew jest w doskonałej lokalizacji, ale myślę, że wszystkim osobom z Warszawy i okolic nie sprawi kłopotu dojazd, tym bardziej, że start zazwyczaj zaplanowany jest ok. południa.

Zimowa odsłona, wyjątkowo została rozegrana w miejscu gdzie w poprzednim sezonie miało miejsce zakończenie całego cyklu. Do przebiegnięcia mieliśmy ok. 7,5km, czyli dokładnie jedna pętelka. Zarówno start jak i meta zlokalizowana została na boisku szkolnym.

wieliszew17_05

Tyle informacji ogólnych, a teraz gotowi do biegu START!

Po sobotnim starcie w Falenicy, zdawaliśmy sobie sprawę, że w lesie może być naprawdę bardzo ślisko! Wiedzieliśmy, też że część trasy to suchy asfalt, stąd pojawiła się wątpliwość czy warto założyć na buty nakładki antypoślizgowe, które u mnie świetnie sprawdziły się na lodowatej nawierzchni, czy też oszczędzić sobie dodatkowego ciężaru na nogach. Zrobiliśmy krótki rekonesans i okazało się, że tego asfaltu jest naprawdę bardzo niewiele, a po wyjeżdżonych ścieżkach leśnych z pewnością potrzebna będzie dobra przyczepność. Tak jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy! Tym razem oboje bez problemu mogliśmy skupić się tylko na tempie biegu i strategii, a nie walczyć o równowagę i sprawdzać nerwowo gdzie ląduje stopa. Co prawda nie było takiego lodowiska jak w Falenicy, ale o komforcie biegu, mogli mówić tylko Ci którzy zadbali o dobrą przyczepność.

wieliszew17_02

Jeszcze przed startem Adi mocno dopingował mnie do walki o podium, chciał nawet poprowadzić mi ten bieg. Wiedziałam, że to nie ma najmniejszego sensu, najlepiej biega mi się według mojego samopoczucia i jeśli zabraknie pary w nogach to niewiele pomoże „zając”. Poza tym nie lubię tej presji i oczekiwań, że powinnam dać radę. Choć nie ukrywam, że po cichu liczyłam na utrzymanie się w czołówce.

Zgodnie ze wskazówkami Adiego, od samego początku biegu wodziłam oczami za moimi rywalkami. Stawka rozciągnęła się już na pierwszym kilometrze, a ja cały czas analizowałam, czy dam radę dotrzymać kroku Kindze (teraz wiem, że to była Kinga, wtedy tylko dziewczyna w różowej koszulce). Zaryzykowałam, miałam nadzieję, że mimo zmęczenia po starcie w Falenicy, jestem silna na krosie i dam radę utrzymać wysoką lokatę. Na asfalcie wyraźnie zaznaczyłam swoją obecność, nakładki antypoślizgowe, wydawały dźwięki niczym galopująca kobyłka. Zegarek odbijał kolejne kilometry, a ja zgubiłam rachubę na jakim etapie jesteśmy. Bałam się spojrzeć na garmina, bo jeśli minął już czwarty kilometr to znak, że jest dobrze, ale jeśli dopiero trzeci, to znaczy że będzie mi się dłużyło. Rety, moja głowa i nastawienie to ciągle klucz do sukcesu albo porażki.

wieliszew17_04

Trasa momentami była bardzo wąska, na tyle, że trzeba było biec wężykiem. Z jednej strony cieszyłam się, że odetchnę, ale z drugiej – trzymanie się na plecach innych biegaczy wybijało mnie z rytmu. Parę razy oberwałam zmarzniętą, suchą gałęzią po twarzy. Irytowałam się kiedy Panowie zabiegali mi drogę. Choć, chcę wierzyć, że robili to nieświadomie, wiem też jak bardzo im nie w smak kiedy wyprzedza ich kobieta – dlatego zrobiłam się podejrzliwa 😀 To jednak była do końca zdrowa rywalizacja, byli też tacy którzy podczas biegu mnie dopingowali. Na kilku zakrętach pokusiłam się nawet na szybką kontrolę i rzut oka w poszukiwaniu różowego koloru. Nie było! Całe szczęście wypracowałam sobie sporą przewagę, a na ostatnich 2km rozpoczęłam walkę o czas w jakim zamelduje się na linii mety.

wieliszew17_07

Wbiegając na płytę boiska, liczyłam na doping spikera, ale ten zobaczył mnie dopiero na ostatniej prostej. W zamian za to usłyszałam nieznany mi głos:Dawaj Aga!, po chwili „Biegnij Kochanie!” – to Adi, z truchtającym kolegą już po biegu. Przyspieszyłam, tak mi się przynajmniej wydawało. Jak się okazało turbo doładowanie włączyłam dopiero w momencie kiedy inny biegacz wyskoczył mi zza ramienia. To był prawdziwy pościg! Dosłownie o włos udało mi się przekroczyć linię mety jako pierwszej! (nie wiem jak z czasem netto u mojego rywala – ale tu chodziło o walkę na ostatnich metrach). I tak z wynikiem 31:27 zajęłam pierwsze miejsce w kategorii open kobiet!

Takie starty dodają kopa, a małe sukcesy pozwalają uwierzyć we własne siły, motywują do dalszych treningów i wynagradzają włożony do tej pory nakład pracy. Podobne odczucia miał Adi, mimo że nie udało mu się stanąć na pudle, wykręcił bardzo dobry czas 28:49 i zajął 8. miejsce open. Tradycyjnie czekał na mnie już na mecie, podobnie jak ja był bardzo zadowolony z biegu. Zgodnie z założeniami, udało mu się sukcesywnie przyśpieszać na każdym kolejnym kilometrze (u mnie tempo było mniej przemyślane). Nie bez powodu lubimy biegać w terenie, las to chyba najprzyjemniejsze miejsce do biegania, o każdej porze roku!