fot: www.festiwalbiegowy.pl

W deszczu bez parasola

Bieg Par oraz bieg o Puchar radia RMF FM za nami. Kraków przywitał nas zdecydowanie deszczową aurą, a udział w imprezie nie uszedł nam na sucho. Obie trasy biegów w ostatniej chwili zostały nieco zmienione. Solidne opady deszczu powoli zmieniały Krakowskie Błonia w grzęzawisko. Powstałe błoto oraz mokra trawa, która prosiła się o skoszenie, już przed startem przemoczyła nasze buty do samych skarpet. To zdecydowanie niemiłe uczucie. Organizatorzy zmuszeni byli skierować biegaczy na trasę o twardym podłożu. Bieg w deszczu nie przeraża nas tak mocno, jeśli mamy możliwość zrobienia rozgrzewki pod dachem lub chociaż w ciepłym dresie. Tego zdecydowanie zabrakło, żadnego zadaszenia nie było, a i dresu nie byłoby gdzie zostawić po zdjęciu go w ostatniej chwil. Konsekwencją były nieco ociężałe i zbite mięśnie po.

Przed rozpoczęciem Biegu Par zrobiło się trochę tłoczno, każda starała się zająć pozycję tuż przed linią startu. Przyjęcie takiej strategii było bardzo istotnym elementem na tak krótkim dystansie bez pomiaru czasu. Dodatkowo połączeni dość krótką opaską na ręku, stanęliśmy przed nie lada wyzwaniem w utrzymaniu wspólnego tempa i ewentualnym wymijaniem innych zawodników.:-) Po dobiegnięciu na metę, dostaliśmy m. in. czepki do pływania, które idealnie pasowały do panującej pogody. Mimo deszczu humory dopisywały wszystkim, w końcu kto biega w taką pogodę? Zdecydowanie ludzie z pozytywną energią, której nie brakuje z byle jakiego powodu.:-)

W Biegu o Puchar RMF FM nie było już opasek, każdy z nas mógł biec w swoim tempie. Deszcz nie odpuszczał, a patrząc na zachmurzone niebo nie liczyliśmy też na poprawę pogody. Uczestników na tym dystansie było znacznie więcej. Start biegu był po drugiej stronie Błoń, w związku z czym czekała nas piesza wycieczka przez powstałe mokradła. Przeprawa kosztowała nas mocno zabłoconymi butami. Wszyscy biegacze z uśmiechem na twarzy, pełni werwy stawili czoła kolejnemu wyzwaniu. A wyzwaniem nie wątpliwie była trasa prowadząca przez Kopiec Kościuszki. Z dumą stwierdzamy, że w przeciwieństwie do wielu osób, ani na chwilę nasz bieg nie zamienił się w marsz. Po wymagającym podbiegu, było już tylko z górki. Nasze organizmy chyba zdążyły się już zaaklimatyzować, było nam zdecydowanie cieplej. W momencie przekroczenia mety marzyliśmy jednak o ciepłej kąpieli i już powoli snuliśmy plany kulinarne na wieczór.

Bez wątpienia słoneczna pogoda zatrzymała by nas na dłużej w okolicach Błoń, ta jednak tym razem nie dopisała. Mimo wszystko, to właśnie takie imprezy najdłużej zapadają w pamięci. Kilka przeciwności nie zepsuło nam czerpania przyjemności z biegania. Liczymy, że za rok też wystartujemy!

Miniona sobota była bardzo aktywna, niedziela podobnie. Różnica polegała na tym, że pierwszego dnia oboje byliśmy zawodnikami, a drugiego jedno z nas kibicowało drugiemu. O tym w kolejnym wpisie.

Zdjęcie w tym wpisie pochodzi z galerii Festiwalu Biegowego.