wpis53_1

II Runda w Falenicy i charytatywny bieg WOŚP

Na kilka dni przed biegiem w Falenicy, pojawiła się nawet wizja startu w iście zimowej scenerii. Niestety już w połowie tygodnia po śniegu nie było ani śladu, a temperatura była raczej jesienna niż zimowa. Do tego dzień przed biegiem opady deszczu były na tyle intensywne, że zimowe marzenie przerodziło się w błotne obawy. Start zaplanowany był na godzinę 11, a wcześniej na tej samej trasie biegali zawodnicy na nieco krótszych dystansach co dodatkowo mogło spowodować, że leśne ścieżki zamienią się w bagno. Na szczęście nie było aż tak źle, jak mogło by się wydawać. Owszem pojawiło się trochę błotnych kałuż, ale spokojnie można było je ominąć.

Tym razem na miejsce startu dotarliśmy trochę wcześniej, a dokładnie niecałą minutę przed rozpoczęciem biegu. Jeszcze na 20 sekund przed „wystrzałem” zorientowałam się, że moje sznurowadła długo nie utrzymają stabilnie stóp w butach podczas biegu. Musiałam związać oba buty na tyle wygodnie, żeby nic nie uciskało i jednocześnie stopa nie uciekała na boki. Stawka była wysoka, bo w końcu w grę wchodziło stratowanie mnie kucającej przez innych biegaczy albo bieg z rozwiązanymi sznurówkami… W ostatniej chwili udało się, ale dosłownie rzutem na taśmę.

Trasa była ta sama, ale jakby dłuższa. Falenica dała nam porządny wycisk, oboje walczyliśmy do końca i opłacało się! Było szybciej i przez to może ciężej. Bieg ukończyliśmy z nieoficjalnymi czasami 44:30 [Adi] i 46:52 [Aga]. Adi już na początku popędził do przodu, ja wiedziałam, że nie jestem w stanie dotrzymać mu kroku. Dodatkowo leśne ścieżki raczej nie sprzyjają bieganiu z kimś ramię w ramię. Do pokonania podbiegów i stromych zbiegów każdy obiera swoją, najlepszą dla siebie taktykę. To był naprawdę solidny sprawdzian dla naszej wytrzymałości, zwłaszcza że po powrocie do domu okazało się, że zostaliśmy odcięci od energii. To był czas w którym nawet nie chce się kiwnąć małym palcem u nogi. Aż strach pomyśleć jak będzie za dwa tygodnie.

wpis53_2

Dziś miało być bardzo rekreacyjnie, ale do biegu WOŚP „Policz się z cukrzycą” dorzuciliśmy jeszcze basen i w ten sposób niedzielny trening był bardzo zróżnicowany. Sam udział w biegu, mimo chłodnej aury i dość silnego wiatru dał nam bardzo dużo radości. Sponsorzy i partnerzy zadbali właściwie o wszystko: była wspólna rozgrzewka, ciepła herbata, koszulki, numer startowy, żele, pamiątkowy medal, sałatka, którą dostaliśmy na mecie oraz kabanosy. Nasz udział w biegu to taka mała cegiełka, która wędruje na szczytny cel. Właściwie wszyscy startujący mieli swój wkład w zakup kilku pomp insulinowych. Jednym słowem warto biegać.